Nie wgłębiając się tu w istotę zagadnienia - zainteresowanych odsyłam do literatury, jak choćby „Znaki pieczętne mieszczan w Polsce” Wiktora Wityga czy „Herby patrycjatu gdańskiego” Mariusza Gizowskiego - chcę poświęcić kilka słów na zaprezentowanie jednego z takich herbów.
Warto zapoznać się z tą stosunkowo mało opracowaną dziedziną heraldyczną, bowiem kto wie czy na swojej genealogicznej drodze nie natkniemy się na przodków, którzy się posługiwali takimi znakami?
Dodam tylko, że przy odrobinie szczęścia można znaleźć naprawdę wiekowe ślady po obywatelach miast, jak choćby tablice epitafijne ozdobione mieszczańskimi herbami.
Dzisiaj chciałem Wam przedstawić jeden z przykładów heraldyki mieszczańskiej.
Znalazłem ów herb kilka dni temu w czasie krótkiego pobytu w Toruniu, gdzie zdążyłem zwiedzić kilka zabytków i pogadać chwilę z całkiem przypadkowo spotkaną Ewą Szczodruch

W nawie południowej kościoła Najświętszej Marii Panny, pomiędzy wieloma innymi jest drewniane renesansowe epitafium z końca XVI w., burmistrza i burgrabiego toruńskiego doktora Marcina Mochingera (zm. 1590 r.) i jego małżonki Katarzyny ze Strobandów. W środkowej części epitafium jest obraz przedstawiający Wskrzeszenie Łazarza.

Całości dopełniają postacie kariatyd symbolizujące Wiarę, Nadzieję, Miłość, Mądrość i Sprawiedliwość.
Widoczny dolny obraz jest z naszego, genealogicznego punktu widzenia jeszcze bardziej ciekawy.
Przedstawia on klęczącą parę małżonków. Widoczni obok młodzieńcy, to ich synowie.
Takie małe drzewko genealogiczne na obrazie.
Wszyscy ubrani w gustowne białe kryzy, charakterystyczne dla miejskiego stroju z tej epoki.

W zwieńczeniu epitafium widzimy dwa tonda z herbami.
Jeden z nich należał do żony, Katarzyny ze Strobandów, zaś drugi do Marcina Mochingera.
Poniżej zbliżenie herbu Marcina.

Kim byli Mochingerowie i skąd się znaleźli w Toruniu?
Otóż pierwszym był Mikołaj Mochinger i przybył aż z Tyrolu z miejscowości Brixen.
Za zgodą rady miejskiej założył w Toruniu aptekę, która należała do rodziny przez 300 lat.
Marcin, którego epitafium właśnie omawiamy, także ją prowadził.
Był także lekarzem miejskim i wielce zasłużył się dla miasta. W dowód uznania został wybrany burmistrzem Torunia i burgrabią królewskim.
Pochodził z rodziny patrycjuszowskiej, był doktorem filozofii i medycyny.
Ożenił się z córką Jana Strobanda - Katarzyną (siostrą sławnego Henryka Strobanda starszego).
Był współzałożycielem Gimnazjum Akademickiego w Toruniu. Tam też założył jedno z pierwszych muzeów w Polsce, tzw. Musaeum.
Pośród różnych zbiorów Muzeum (szczątki kopalne, malarstwo, globusy) znalazły się portrety sławnych torunian, w tym Mikołaja Kopernika i Henryka Strobanda. Co do tej drugiej postaci, to nie ma co się dziwić, wszak wżenił się w tę rodzinę

Pamiętajmy, że Mochingerowie, to przede wszystkim aptekarze.
To dość istotna informacja i wiele wyjaśnia w sprawie pełnego wizerunku ich herbu.
Herb w epitafium został przedstawiony bez klejnotu, a przecież nawet mieszczanie posługiwali się herbami z klejnotami.
Być może związane to było z oszczędnością miejsca lub wynikało z koncepcji artystycznej.
Tak też znajdujemy ten herb na jednej ze stron angielskojęzycznych poświęconych heraldyce po „zaguglowaniu”


Co mogło też znajdować się w klejnocie herbu aptekarzy?
Wróćmy na chwilę do tego zawodu.
Wśród wielu medykamentów ówczesnej epoki hitem było wszystko co miało pochodzić od mitycznego jednorożca.
Cieszył się on szczególnymi względami aptekarzy.
Uważali oni „róg jednorożca” zwany cornu unicornus, za cenny lek i odtrutkę.
„Róg” służył do wyrobu naczyń do pigułek, łyżeczek, szalek wagowych, dozowników, gdyż sądzono, że wszystko to, co zetknie się z jednorożcem jest czyste i wolne od trucizny. Używano również rogu sproszkowanego jako dodatku do wyrabianych leków.
Jednorożce posiadali królowie, papieże, uważając je za niezawodny lek i skarb.
W skarbcu Zygmunta Augusta znajdowały się dwa rogi wielkości człowieka.
„Róg jednorożca” przyjmowano za symbol siły i męstwa, stąd był elementem wielu polskich herbów. Nic więc dziwnego, że trafił też do herbu Mochingerów.
Oto jak go blazonuje (opisuje) Mariusz Gizowski we wspomnianych już „Herbach patrycjatu gdańskiego” (str. 404):
Dodam tylko, że jako herb mieszczański powinien mieć zawój, a nie koronę.„Na tarczy, w polu czarnym (niekiedy demascenowanym) – srebrny pas lewoukośny na którym trzy czerwone róże. W klejnocie, nad hełmem w koronie lub zwoju – pół srebrnego jednorożca w prawo, labry czarne podbite srebrem”.
Widzimy też pewne różnice w kolorystyce pomiędzy opisywanym herbem z Gdańska, a herbem który jest w Toruniu czy znalezionego w sieci. Jest dla nas jednak mało istotne.
Całe szczęście, że mam zwyczaj fotografować wszystko, co choć trochę przypomina herby. Tak też było w kościele NMP w Toruniu. Na posadzce znajduje się kilka wytartych płyt ze słabo czytelnymi rysunkami i zupełnie zatartymi inskrypcjami.
Wśród nich znalazłem jedną, która bez wątpienia należała do rodziny Mochingerów. Widoczny jest doskonale skos i jednorożec.

Kiedy rodzina zaczęła używać herbu? Czy był to ich stary herb z którym przybyli z Tyrolu? Czy też utworzyli go wchodząc do patrycjatu? Trudno powiedzieć, tym bardziej, że równolegle używali typowych mieszczańskich gmerków.
Poniżej przedstawiam dwa z nich odnalezione przez Mariana Gumowskiego, a opublikowane w sieci przez Adama Kromera.
Pierwszy należał do Jerzego Mochingera i pochodzi z 1580 roku, a drugi do Jana zmarłego w 1627 roku. Być może gmerki były tradycyjnym znakiem własnościowym, a herby pełniły funkcję reprezentacyjną?
Cóż, znalezienie odpowiedzi na te pytania pozostawię potomkom tej zasłużonej rodziny patrycjuszowskiej.

Jaki możemy wyciągnąć wniosek? Ano taki, że mając nawet pochodzenie mieszczańskie mamy szanse trafić na ciekawe zabytki związane z naszą rodziną, portrety, herby, a nade wszystko historię sięgającą dalej niźli najstarsze księgi metrykalne. O czym często można doczytać w księgach miejskich lub cechowych
