Już dawno pisałam, że podziwiam Twoje opowiadania i lekkość pióra
UWAGA: Od kwietnia 2018 roku Forgen.pl zawiesił swoją działalność. Na poniższej stronie znajduje się archiwum serwisu. Możliwość logowania i rejestracji nowych kont została zablokowana. W celu uzyskania porad genealogicznych zapraszamy na inne fora o tej tematyce: genealodzy.pl, Wielkopolskie Towarzystwo Genealogiczne Gniazdo
	Opowieści i wspomnienia
Moderator: Moderatorzy
- 
				
bożena
 - Posty: 306
 - Rejestracja: sob sie 16, 2008 11:57 pm
 - Lokalizacja: Jelcz-Laskowice/Dolny Śląsk
 - Podziękował/a: 34 razy
 - Podziękowano: 3 razy
 
Re: Opowieści i wspomnienia
Witaj Bernardzie.
Już dawno pisałam, że podziwiam Twoje opowiadania i lekkość pióra
 . Niesamowicie Ci tego zazdroszczę i ciągle czekam na opowieści  
			
									
						Już dawno pisałam, że podziwiam Twoje opowiadania i lekkość pióra
Serdecznie pozdrawiam Bożena Balawender
__________________________________
poszukuję nazwisk: Rychlewski, Solarz, Luborak, Migocki, Balawender, Sebzda
						__________________________________
poszukuję nazwisk: Rychlewski, Solarz, Luborak, Migocki, Balawender, Sebzda
- 
				
Margolcia
 - Posty: 187
 - Rejestracja: czw cze 05, 2008 9:31 pm
 - Lokalizacja: Bytów
 - Podziękował/a: 2 razy
 - Podziękowano: 4 razy
 
Re: Opowieści i wspomnienia
Właściwie... skoro tak Ci  się Bernardzie, starość się na talent literacki rzuca, to starzej się nam Bernardzie, starzej, a my z wielką przyjemnością będziemy czytać  ;-) Swoją drogą, jakby nie było, od pierwszych chwil ciągle się starzejemy.... Najważniejsze aby duch był młody, czego wszystkim serdecznie życzę. 
"W chałupie nie wiem, bo nie byłem, a na strychu pod trzecią łatę" hihih dobre ;-)
Margola
			
									
						"W chałupie nie wiem, bo nie byłem, a na strychu pod trzecią łatę" hihih dobre ;-)
Margola
Z  pozdrowieniami Małgorzata Żywicka
						- 
				
Irena Sukiennik
 - Posty: 67
 - Rejestracja: wt kwie 15, 2008 2:28 pm
 - Lokalizacja: Sopot
 
Re: Opowieści i wspomnienia
Witam  
 
Świetne opowieści ,dobrze się czyta i można się pośmiać.
 
Pozazdrościć talentu.
Pozdrawiam. Irena
			
									
						Świetne opowieści ,dobrze się czyta i można się pośmiać.
Pozazdrościć talentu.
Pozdrawiam. Irena
- 
				
krzysztof_feluś
 - Posty: 192
 - Rejestracja: sob lip 05, 2008 4:06 pm
 - Lokalizacja: Zabierzów
 - Podziękował/a: 18 razy
 - Podziękowano: 5 razy
 
Re: Opowieści i wspomnienia
Witam:)
Bardzo lubię słuchać różnych opowiesći z życia wziętych. Dopiero dzis zauwazyłem ten jakże ciakawy i nteresujacy wątek:) Poświęciłem więc kilka chwil abu go przeczytać od deski do deski zapominajac o tym, że jutrro szkoooła i sprawdzian. Ale nie załuję tego, jestem pod wrażeniem opisanych tu waszych opowiesći które sa napawde fascynujące i prezentowane w ciekawy sposob. Ja uwielbiam tak owych historyjek, chciałbym większosć usłyszec w rzeczyswistosci. Od niedawna wszystkie opowiesci ,,senorów rodu" rejestruje na nagraniach, odsłuchujac je i wychwytując co pochwila nowe smieszne fakty, aczkolwiek wiele opowiastek rodzinnych jest ciekawych ale niestety smutnych. Na oną chwilę przychodzi mi do głowy jedna historia związana z moimi dziadkami.
Było to ok. 50 pół wieku temu, kiedy to mój dziadek, który miał własny kamieniołom koło domu, nie mam zielonego pojęcia skad w piwnicy pod szopą przechowywał dynamit. Pewnego pięknego letniego dnia w godzinach południowych, Józek postanowił wysadzić skałę która mu ,,gawędziła pod nosem" czyli sterczała obok chałupy i nie dała się obrobić, mimo tego, ze dziadek próbował na wszystkie sposoby. Zosia moja babcia przebywała w ów czas w chałupie gotujac obiad i zajmując się dzieckiem 8 letnim Edziem(moim tatą) nie miała zielonego pojęcia co zachwile się stanie. Józek w tym czasie podkładal dynamit i bez zadnych ogródek podpalił lont, uciekając do szopy. W momencie wybuchu Zosia wyszła na próg, a tu nad domem jakies 10 cm przelatuje skała długa na 2 metry i szeroka na 1.5, babcia, której nic nie zdołało zmącić spokoju, zamiast uciekać przed siebie zaczęła wołać Józka na obiad, jak gdyby nic się nie stało, w chwili kiedy dziadek przyszedł na obiad skała wylądowała przed domem sąsiada jakieś 200 metrów od miejsca wysadzenia, i wbiła się mocno w ziemię. Ludzie słysząc wybuch nie wiele się bo myśleli że ,,zaś ktoś jak niemcy skały pod lasem wysadzaja, tak jak za wojny" Dziadek blady i wystaszony pobiegl natychmiast sprawdzić gdzie skała, myślac ze po obiedzie będzie ja mógł spokojnie obrobić. po zbadaniu sytuacji, wrócił na obiad. Babcia nie wzruszona patrzy się na dziadka i pyta się go ,,czegóż ty taki blady jakbyś twarzą w twarz śmierć spotkoł?" A dziadek jej rzecze ,,toś ty ją spotkała! Nie widziałaś, jak skała 10centów nad chałupą leciała?" a babcia ,,Ano widziałam, i co z tego? Mało to się człowiek różności na wojnie wyoglądoł?" więcej dziadek zadnej skały nie wysadził, a ta wyżej wspomniana nie została obrobiona, gdyż sąsiad nie wyraził na to zgody. Z czasem skałę zasypano. Kilka lat temu gdy obecni sąsiedzi równali teren w około domu odkopali ją i chiceli wydobyć, lecz niestety nie dało się jej odkpać, zaniechano więc tych prób i w okół skały zrobiono skalniak:)
Pozdrawiam i czekam na dalszy ciąg waszych opowieśći Krzysiek:)
O kurczak jutro sprawdzian
			
									
						Bardzo lubię słuchać różnych opowiesći z życia wziętych. Dopiero dzis zauwazyłem ten jakże ciakawy i nteresujacy wątek:) Poświęciłem więc kilka chwil abu go przeczytać od deski do deski zapominajac o tym, że jutrro szkoooła i sprawdzian. Ale nie załuję tego, jestem pod wrażeniem opisanych tu waszych opowiesći które sa napawde fascynujące i prezentowane w ciekawy sposob. Ja uwielbiam tak owych historyjek, chciałbym większosć usłyszec w rzeczyswistosci. Od niedawna wszystkie opowiesci ,,senorów rodu" rejestruje na nagraniach, odsłuchujac je i wychwytując co pochwila nowe smieszne fakty, aczkolwiek wiele opowiastek rodzinnych jest ciekawych ale niestety smutnych. Na oną chwilę przychodzi mi do głowy jedna historia związana z moimi dziadkami.
Było to ok. 50 pół wieku temu, kiedy to mój dziadek, który miał własny kamieniołom koło domu, nie mam zielonego pojęcia skad w piwnicy pod szopą przechowywał dynamit. Pewnego pięknego letniego dnia w godzinach południowych, Józek postanowił wysadzić skałę która mu ,,gawędziła pod nosem" czyli sterczała obok chałupy i nie dała się obrobić, mimo tego, ze dziadek próbował na wszystkie sposoby. Zosia moja babcia przebywała w ów czas w chałupie gotujac obiad i zajmując się dzieckiem 8 letnim Edziem(moim tatą) nie miała zielonego pojęcia co zachwile się stanie. Józek w tym czasie podkładal dynamit i bez zadnych ogródek podpalił lont, uciekając do szopy. W momencie wybuchu Zosia wyszła na próg, a tu nad domem jakies 10 cm przelatuje skała długa na 2 metry i szeroka na 1.5, babcia, której nic nie zdołało zmącić spokoju, zamiast uciekać przed siebie zaczęła wołać Józka na obiad, jak gdyby nic się nie stało, w chwili kiedy dziadek przyszedł na obiad skała wylądowała przed domem sąsiada jakieś 200 metrów od miejsca wysadzenia, i wbiła się mocno w ziemię. Ludzie słysząc wybuch nie wiele się bo myśleli że ,,zaś ktoś jak niemcy skały pod lasem wysadzaja, tak jak za wojny" Dziadek blady i wystaszony pobiegl natychmiast sprawdzić gdzie skała, myślac ze po obiedzie będzie ja mógł spokojnie obrobić. po zbadaniu sytuacji, wrócił na obiad. Babcia nie wzruszona patrzy się na dziadka i pyta się go ,,czegóż ty taki blady jakbyś twarzą w twarz śmierć spotkoł?" A dziadek jej rzecze ,,toś ty ją spotkała! Nie widziałaś, jak skała 10centów nad chałupą leciała?" a babcia ,,Ano widziałam, i co z tego? Mało to się człowiek różności na wojnie wyoglądoł?" więcej dziadek zadnej skały nie wysadził, a ta wyżej wspomniana nie została obrobiona, gdyż sąsiad nie wyraził na to zgody. Z czasem skałę zasypano. Kilka lat temu gdy obecni sąsiedzi równali teren w około domu odkopali ją i chiceli wydobyć, lecz niestety nie dało się jej odkpać, zaniechano więc tych prób i w okół skały zrobiono skalniak:)
Pozdrawiam i czekam na dalszy ciąg waszych opowieśći Krzysiek:)
O kurczak jutro sprawdzian
POZDRAWIAM
Krzysztof Jerzy Antoni Feluś syn Edwarda wnuk Józefa którego ojcem był Adam od Mateusza potomek Piotra od Mikołaja syn Jana od Sebastiana ?
___________
SZUKAM:
Feluś, Bernacki/Barnacki, Bazgier, Wąs (Wąz), Żarski, Madej, Kruk, Mrzygłód, Baca.
						Krzysztof Jerzy Antoni Feluś syn Edwarda wnuk Józefa którego ojcem był Adam od Mateusza potomek Piotra od Mikołaja syn Jana od Sebastiana ?
___________
SZUKAM:
Feluś, Bernacki/Barnacki, Bazgier, Wąs (Wąz), Żarski, Madej, Kruk, Mrzygłód, Baca.
- 
				
Bayerek
 - Posty: 410
 - Rejestracja: czw kwie 10, 2008 11:40 pm
 - Lokalizacja: Warszawa/TGCP
 - Podziękował/a: 10 razy
 - Podziękowano: 9 razy
 
Re: Opowieści i wspomnienia
Bernardzie !bernard123 pisze: -Marcinie – zwrócił się Todor -a wiela tam w chałupie wody było ?
Marcin zły na całą sytuację i na własną głupotę , odburknął:
-W chałupie nie wiem , bo nie byłem ...a na strychu to była pod trzecią łatą ...
Piękne, ciekawe i niezwykłe !!!
Pod trzecią łatę - to fala powodziowa musiała mieć ponad 3 metry
A na Kępie Gruszczyńskiej nadal są jakieś zabudowania?
Czy Kępa użytkowana jest już tylko jako łąki i pastwisko ?
Z pozdrowieniami od wszystkich Smyków dużych i małych
Monika Bayer-Smykowska
__________________________
Mużyłów i Podhajce - poszukuję zdjęć z przed 1939 r.
						__________________________
Mużyłów i Podhajce - poszukuję zdjęć z przed 1939 r.
- 
				bernard123
AUTOR TEMATU - Posty: 201
 - Rejestracja: pt kwie 11, 2008 12:14 am
 - Lokalizacja: Magnuszew,Mniszew
 - Podziękował/a: 4 razy
 - Podziękowano: 8 razy
 
Re: Opowieści i wspomnienia
Kępa Gruszczyńska jest dzisiaj niezamieszkała i nie jest już wyspą .Jakieś 15 lat temu zrobiono nasyp w ramach regulacji Wisły i teraz można dojechać nawet samochodem od strony Wilgi (wschodniej) .Prawie żadnych upraw , zupełna dzicz.
Byłem tam 5 lat temu , wspaniałe miejsce, żywa natura i ten szum wody . Stojąc w najwyższym punkcie ,roztacza się
widok lasu topolowo - wierzbowego z przepięknymi polanami i resztkami zabudowań . Przerażające są zamulenia pni drzew
do wysokości ok. 3-4 metrów świadczące o wielkości zalewów .
Opowieść powyższa dotyczy roku 1891 .Wylew ów zmiótł z powierzchni ziemi mi.pocztę konną i mieszczącą się w tym samym budynku karczmę w Gruszczynie. Dziwnym trafem ocalała kapliczka z 1635 roku stojąca do dziś .Tędy poszło główne uderzenie kry mimo , że budynek stał około 2 km. od koryta rzeki . Budynki na Kępie ocalały .Moniko , latem musisz koniecznie obejrzeć te tereny , równie dzikiego krajobrazu ze świecą szukać !
Bożenko , Małgosiu , Irenko bardzo dziękuję .
			
									
						Byłem tam 5 lat temu , wspaniałe miejsce, żywa natura i ten szum wody . Stojąc w najwyższym punkcie ,roztacza się
widok lasu topolowo - wierzbowego z przepięknymi polanami i resztkami zabudowań . Przerażające są zamulenia pni drzew
do wysokości ok. 3-4 metrów świadczące o wielkości zalewów .
Opowieść powyższa dotyczy roku 1891 .Wylew ów zmiótł z powierzchni ziemi mi.pocztę konną i mieszczącą się w tym samym budynku karczmę w Gruszczynie. Dziwnym trafem ocalała kapliczka z 1635 roku stojąca do dziś .Tędy poszło główne uderzenie kry mimo , że budynek stał około 2 km. od koryta rzeki . Budynki na Kępie ocalały .Moniko , latem musisz koniecznie obejrzeć te tereny , równie dzikiego krajobrazu ze świecą szukać !
Bożenko , Małgosiu , Irenko bardzo dziękuję .
Bernard Wdowiak
Bawolec,Wdowiak,Grądziel,Woźniak,Trociński,
Narojczyk ,Miśkiewicz .
						Bawolec,Wdowiak,Grądziel,Woźniak,Trociński,
Narojczyk ,Miśkiewicz .
- 
				
Bayerek
 - Posty: 410
 - Rejestracja: czw kwie 10, 2008 11:40 pm
 - Lokalizacja: Warszawa/TGCP
 - Podziękował/a: 10 razy
 - Podziękowano: 9 razy
 
Re: Opowieści i wspomnienia
Dziękuję za informacje i za pomysł na wycieczkębernard123 pisze:Moniko , latem musisz koniecznie obejrzeć te tereny , równie dzikiego krajobrazu ze świecą szukać !
Pewnie wybierzemy się tam latem, ale najpierw będziemy musieli wypowiedzieć wojnę kretowiskom
Szkoda tylko, że od naszej strony Wisły nie da się tam dojechać na rowerach.
Pozdrawiam
Monika Bayer-Smykowska
__________________________
Mużyłów i Podhajce - poszukuję zdjęć z przed 1939 r.
						__________________________
Mużyłów i Podhajce - poszukuję zdjęć z przed 1939 r.
- 
				bernard123
AUTOR TEMATU - Posty: 201
 - Rejestracja: pt kwie 11, 2008 12:14 am
 - Lokalizacja: Magnuszew,Mniszew
 - Podziękował/a: 4 razy
 - Podziękowano: 8 razy
 
Re: Opowieści i wspomnienia
Dawno nie odzywałem się , żona koniecznie chce wprowadzić do nowej chałupy w ferie...
roboty jest chuk . Ledwie dyszę...Informuję , że wrazie pogrzebu , kocham kalie .
A tak na poważnie , sprowokował mnie wątek na forum omawiający nieślubne dzieci .
Każda opowieść powinna zaczynać się od słów -dawno , dawno temu...itd .
Istotnie , było to około 30 lat temu .
Zacznijmy jednak od początku...
Moja babcia była kobietą bardzo władczą , jej zdanie było ponad wszystko a sprzeciw niemożliwy.
Starsi członkowie rodziny dawno zrozumieli to a my , młodsi , buntowaliśmy się.
Babcia ,przyjeżdzała do nas dość często . Wieczorem siadała na lepce i odmawiała dość długie
modlitwy .
Zdażyło się iż jej wizyta zbiegła się z odwiedzinami moich sióstr :ciotecznej i stryjecznej -
-obie nieco starsze ode mnie .Wszystcy byliśmy wnukami owej Pani .
Przy stole , w zasięgu wzroku babci , rozmawialiśmy “na tematy różne” .
Poruszając temat seksu mówiliśmy “ogródkami”, by nie narazić uszu babci na szwank
a nas na reprymędę .
Babcia wcześniej zakończyła nowenny podeszła do stołu i powiedziała .
-Wy myślicie ze jestem głupia i nie wiem o czym rozmawiacie .
Powiem wam tylko , ze nie za waszych czasów wynaleziono nieslubne dzeci .
Po tych słowach znikła a my dłuższy czas patrzyliśmy na siebie z otwartymi ustami .
Dalsza dyskusja nie kleiła się i poszliśmy spać .
			
									
						roboty jest chuk . Ledwie dyszę...Informuję , że wrazie pogrzebu , kocham kalie .
A tak na poważnie , sprowokował mnie wątek na forum omawiający nieślubne dzieci .
Każda opowieść powinna zaczynać się od słów -dawno , dawno temu...itd .
Istotnie , było to około 30 lat temu .
Zacznijmy jednak od początku...
Moja babcia była kobietą bardzo władczą , jej zdanie było ponad wszystko a sprzeciw niemożliwy.
Starsi członkowie rodziny dawno zrozumieli to a my , młodsi , buntowaliśmy się.
Babcia ,przyjeżdzała do nas dość często . Wieczorem siadała na lepce i odmawiała dość długie
modlitwy .
Zdażyło się iż jej wizyta zbiegła się z odwiedzinami moich sióstr :ciotecznej i stryjecznej -
-obie nieco starsze ode mnie .Wszystcy byliśmy wnukami owej Pani .
Przy stole , w zasięgu wzroku babci , rozmawialiśmy “na tematy różne” .
Poruszając temat seksu mówiliśmy “ogródkami”, by nie narazić uszu babci na szwank
a nas na reprymędę .
Babcia wcześniej zakończyła nowenny podeszła do stołu i powiedziała .
-Wy myślicie ze jestem głupia i nie wiem o czym rozmawiacie .
Powiem wam tylko , ze nie za waszych czasów wynaleziono nieslubne dzeci .
Po tych słowach znikła a my dłuższy czas patrzyliśmy na siebie z otwartymi ustami .
Dalsza dyskusja nie kleiła się i poszliśmy spać .
Bernard Wdowiak
Bawolec,Wdowiak,Grądziel,Woźniak,Trociński,
Narojczyk ,Miśkiewicz .
						Bawolec,Wdowiak,Grądziel,Woźniak,Trociński,
Narojczyk ,Miśkiewicz .
- 
				
Donata Pająk
 - Posty: 391
 - Rejestracja: pt kwie 11, 2008 10:46 pm
 - Lokalizacja: Radlin /k. Wodzisławia Śląskiego
 - Podziękował/a: 144 razy
 - Podziękowano: 55 razy
 
Re: Opowieści i wspomnienia
Witam.
Ten fantastyczny "wynalazek" cechował zapewne wszystkie czasy.
Twoje opowieści jednak są przedstawiane bardzo zwięźle,
a zarazem obrazowo i bardzo dowcipnie, więc czytam je z przyjemnością.
  
Jeżeli chodzi o te rozmowy "przez ogródek", to u nas prowadziła je babcia,
matka taty z moją mamą w języku niemieckim, jeżeli w pobliżu było kilka ciekawskich uszu.
A,że dotyczyły zawsze jednego tematu, wyłowione słowa z tekstu, wywrzaskiwaliśmy na podwórku
podczas zabawy, aż ktoś nas uświadomił w czym rzecz.
 
Kiedy babcia "zza ściany" przychodziła za jakiś czas i znów w rozmowie przechodziła na obcy język ,
to już wiedzieliśmy, w którym domu na naszej ulicy urodzi się dziecko,
bo imion i nazwisk nie "tłumaczono" na niemiecki.
			
									
						Ten fantastyczny "wynalazek" cechował zapewne wszystkie czasy.
Twoje opowieści jednak są przedstawiane bardzo zwięźle,
a zarazem obrazowo i bardzo dowcipnie, więc czytam je z przyjemnością.
Jeżeli chodzi o te rozmowy "przez ogródek", to u nas prowadziła je babcia,
matka taty z moją mamą w języku niemieckim, jeżeli w pobliżu było kilka ciekawskich uszu.
A,że dotyczyły zawsze jednego tematu, wyłowione słowa z tekstu, wywrzaskiwaliśmy na podwórku
podczas zabawy, aż ktoś nas uświadomił w czym rzecz.
Kiedy babcia "zza ściany" przychodziła za jakiś czas i znów w rozmowie przechodziła na obcy język ,
to już wiedzieliśmy, w którym domu na naszej ulicy urodzi się dziecko,
bo imion i nazwisk nie "tłumaczono" na niemiecki.
Pozdrawiam serdecznie
Donata Pająk
						Donata Pająk
- 
				
Kolaczek54
 - Posty: 54
 - Rejestracja: pt kwie 11, 2008 8:55 pm
 - Lokalizacja: Warszawa
 - Podziękował/a: 1 raz
 
Re: Opowieści i wspomnienia
Witam!
Jest rok 1926. Czternastoletni Maryś przyjechał właśnie do Radomia, by tu spędzić wakacje. Zaprosił go stryj Wojciech - radomski cukiernik. Chłopak ciekaw jak robi się te kuszące oko słodkości zawędrował do pracowni. Usiadł za stołem, na którym stał kociołek z gorącą czekoladą. Stryj powiedział; "A skosztuj sobie..." Maryś zafascynowany przyglądał się cukiernikom a łyżka sobie wędrowała: kociołek - buzia, kociołek - buzia aż trafiła na dno. W nocy trzeba było wzywać lekarza. Chłopak chorował kilka dni. Do końca życia jadł tylko lekkie ciasta drożdżowe.
Pozdrawiam
Ewa Rembikowska
			
									
						Jest rok 1926. Czternastoletni Maryś przyjechał właśnie do Radomia, by tu spędzić wakacje. Zaprosił go stryj Wojciech - radomski cukiernik. Chłopak ciekaw jak robi się te kuszące oko słodkości zawędrował do pracowni. Usiadł za stołem, na którym stał kociołek z gorącą czekoladą. Stryj powiedział; "A skosztuj sobie..." Maryś zafascynowany przyglądał się cukiernikom a łyżka sobie wędrowała: kociołek - buzia, kociołek - buzia aż trafiła na dno. W nocy trzeba było wzywać lekarza. Chłopak chorował kilka dni. Do końca życia jadł tylko lekkie ciasta drożdżowe.
Pozdrawiam
Ewa Rembikowska
- 
				
Kolaczek54
 - Posty: 54
 - Rejestracja: pt kwie 11, 2008 8:55 pm
 - Lokalizacja: Warszawa
 - Podziękował/a: 1 raz
 
Re: Opowieści i wspomnienia
Jest rok 1939. Marian - młody „pancerniak” skierowany został do pełnienia służby zawodowej do nowo powstałej  jednostki  stacjonującej  na kresach wschodnich w Grodnie (obecnie Białoruś). Dzień 1 września 1939 roku, z uwagi na znaczną odległość od  zachodniej granicy, a także buńczuczne zapewnienia Naczelnego Wodza , że nawet „guzika nie oddamy”, nie zrobił na nim wielkiego wrażenia. Jednak każdy dzień przynosił nowe wieści z frontu, połączone z przygotowaniami do wyjścia jednostki  na wojnę. Niestety nie zdążyli. 17 września zaatakował sąsiad ze wschodu  i po  dwóch, czy trzech dniach głośnej obrony  Grodna, miasto zostało poddane armii radzieckiej .  Na resztkach paliwa, Marian wyprowadził do lasu nad jakąś wodę "swoje" czołgi, rozkazał wymontować zamki z dział i gaźniki z silników, wrzucić do wody, przez co stały się one nieużyteczne dla najeźdźców. Marian wraz z żołnierzami ze swojej jednostki został osadzony w tymczasowym areszcie w budynku jakiejś szkoły.
Przed poddaniem się wszyscy oficerowie i podoficerowie dostali polecenie , żeby usunąć z mundurów dystynkcje, oraz zniszczyć dokumenty stwierdzające stopnie wojskowe, czym doprowadzili do szału NKWD-zistów. Chcąc wymusić informacje, dopuścili się perfidnego podstępu : nakarmili jeńców śledziami, a następnie przez 2 doby nie dali wody. Po kilku dniach kolumna jeńców, wymaszerowała do stacji kolejowej oddalonej kilkanaście kilometrów, do pociągu, który miał ich zawieźć do obozu jenieckiego. Podczas marszu, Marian zapalił papierosa zapalniczką benzynową, wykonaną z łuski pocisku karabinowego, którą dostał od swoich żołnierzy na imieniny. Wzbudziła ona zachwyt u żołdaka z eskorty, który nawet zaproponował karabin za tę zapalniczkę, nie odstępował Mariana na krok. Gdy kolumna weszła w młodnik sosnowy, Marian z premedytacją ostentacyjnie zapalił następnego papierosa. Żołdak uprosił go, żeby dał mu chociaż potrzymać tę zapalniczkę. Wpatrzony w to „cudo”, zapalał i gasił płomyk, nie zauważył nawet kiedy Marian jednym susem znalazł się w młodniku, słyszał kilka strzałów za sobą, potem nastała cisza, był wolny… Wiele lat po wojnie dowiedział się o morderstwach na polskich jeńcach wojennych w Katyniu.
Pozdrawiam
Ewa
			
									
						Przed poddaniem się wszyscy oficerowie i podoficerowie dostali polecenie , żeby usunąć z mundurów dystynkcje, oraz zniszczyć dokumenty stwierdzające stopnie wojskowe, czym doprowadzili do szału NKWD-zistów. Chcąc wymusić informacje, dopuścili się perfidnego podstępu : nakarmili jeńców śledziami, a następnie przez 2 doby nie dali wody. Po kilku dniach kolumna jeńców, wymaszerowała do stacji kolejowej oddalonej kilkanaście kilometrów, do pociągu, który miał ich zawieźć do obozu jenieckiego. Podczas marszu, Marian zapalił papierosa zapalniczką benzynową, wykonaną z łuski pocisku karabinowego, którą dostał od swoich żołnierzy na imieniny. Wzbudziła ona zachwyt u żołdaka z eskorty, który nawet zaproponował karabin za tę zapalniczkę, nie odstępował Mariana na krok. Gdy kolumna weszła w młodnik sosnowy, Marian z premedytacją ostentacyjnie zapalił następnego papierosa. Żołdak uprosił go, żeby dał mu chociaż potrzymać tę zapalniczkę. Wpatrzony w to „cudo”, zapalał i gasił płomyk, nie zauważył nawet kiedy Marian jednym susem znalazł się w młodniku, słyszał kilka strzałów za sobą, potem nastała cisza, był wolny… Wiele lat po wojnie dowiedział się o morderstwach na polskich jeńcach wojennych w Katyniu.
Pozdrawiam
Ewa
- 
				bernard123
AUTOR TEMATU - Posty: 201
 - Rejestracja: pt kwie 11, 2008 12:14 am
 - Lokalizacja: Magnuszew,Mniszew
 - Podziękował/a: 4 razy
 - Podziękowano: 8 razy
 
Re: Opowieści i wspomnienia
I Władek i Antośka wiedli pracowite życie . Wianowymi pieniędzmi wykupili od Marcina
(ojca Władka) następne trzy morgi i z nadziałem Władka mieli już pięć .Umówili rejenta
w Kozienicach .Oznaczonego dnia Antonina szykowała odświętne stroje a Władysław
końmi zajechał nad brzeg Wisły i dalej łodzią przeprawił się na Kępę Gruszczyńską
po Marcina .W polu przed domem spotkał macochę , pozdrowił Boga a w odpowiedzi usłyszał
tylko odburknięcie . Marcin siedział przed domem na ławce i gładził wąsy .
Nim Władek zdążył się odezwać , usłyszał:
-Takiem se umyślał , że do rejenta nie pojade .To co daliśta , mało jest .Pojade jak dopłacita .
Jakże to ociec , przecie zgoda była .
Być była ale nie zaklepana . Rozmówiłem się z matką...
Nie matką mi ona a macochą -odrzekł Włodek i ze łzami w oczach z żalu i bezsilności
odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę Wisły .
Nie wiedział jak przepłynął rzekę , nie pamiętał jak końmi dotarł do wsi ,
z letargu wyrwał go dopiero głos Antośki
Władek , Władek jest ci co?
Ociec nie jadą ...Dokładki chcą .
Choć do chałupy , polewkę nastawiłam , pewnie już gotowa . Posilisz się a potem
uradzimy co dalej .
Władek wyprzągł konie , do stajni wprowadził i zaobroczył . Ociężałym krokiem powlókł się do domu . Na stole dymiła polewka i grzane ziemniaki .Jadł powoli. Antośka siedziała w kąciku
i czekała , pomna nauk matki coby gadaniem mężowego posiłku nie przerywać .
-A wiela chcą -spytała gdy Władek miski odsuwał .
O to żem nie pytał , pilno było mi ujść z stamtąd . Nerwy miałem .
-Nie dziwota żeś złości złapał . Tera trza pomyślić co robić dalej.
Cały tydzień robota im nie szła . Po wielu rozmowach , uradzili , że porozmawiać z Marcinem trzeba i to najlepiej w niedzielę przed kościołem po sumie .
Antośka całą mszę wyglądała teścia .W kolejce do komunii nie było go , dojrzała Marcina
dopiero przy końcu nabożeństwa . Stał pod chórem .
-Ociec , jak bedzie ?-spytała Antośka Marcina .
-Dodata , to ziemia bedzie wasza.
-A wiela chceta ?
Marcin wymienił sumę taką samą jaką już wziął . Dubeltowało to cenę ziemi.
-Z Władkiem rozmówię się i znać dam. A tera z Bogiem zostańta .
Władek na początku słyszeć nie chciał o takim zdzierstwie ale już po tygodniu Antośka
urobiła go i do ojca na zgodę posłała.
Piniędze na stół i jade do rejenta -zapowiedział Marcin.
Jeszcze raz umówili rejenta ale tym razem oboje popłynęli łodzią po Marcina.
Dali pieniądze , przeliczyła Marcinowa .Później pojechali do Kozienic.
Rejent akt spisał a przy podpisie Marcin zażądał jeszcze pół dawki .Rozgorzała awantura.
Władek i Antośka zarzekali się że na pogrzeb do Marcina nie pójdą . Marcin zapowiadał ,
że ich wyklnie . Rejent wezwał posterunkowego. Antośka zza pazuchy wyciągnęła zawiniątko
i pokazując wszystkim , krzyczała:
Mój ociec mi dali trocha grosiwa , znają was z takiej roboty,że za wszystko dopłat chceta.
Marcin , jak mu synowa przed rejentem pieniędzy dodała wycofać się nie mógł i podpisał.
Zła na Marcina lecz jednocześnie szczęśliwa wracała Antośka z Władkiem do domu, Marcin
znalazł sobie podwodę
.Przez prawie trzydzieści lat , do końca życia Marcina noga Antośki na Kępie nie postała.
W dzień pogrzebu Marcina, czterokrotnego wdowca , mającego blisko sto lat , ludzie czekali
na lądzie a synowie przewozili promem trumnę z ciałem z Kępy. Nie cichły komentarze czy Antośka przyjdzie na pogrzeb. Trumnę włożono na konny wóz i z maryjnym śpiewem
kondukt ruszył do Mniszewa , Antośki nie było.
Po latach , przebieg tej ceremonii relacjonowała mi moja mama .
Droga wiodła przez zielone , ledwo wykłoszone zboża . Na sztycha , poprzez pszeniczny łan
biegła Antośka . Kondukt mimo , że poruszał się wolno wyprzedzał Antośkę . Zorientowała się
że nie dobiegnie do drogi , przyklękła przed przechodzącym krzyżem w zbożu i tylko widać jej było czubek głowy. Pochyliła się i widać było , że się modli .Trumna pojechała dalej a moja mama
poczekała na Antośkę .
-Oprzyj się ciociu o mnie -powiedziała Wanda biorąc Antośkę pod rękę.
Szły dalej we dwie ,daleko za wozem pogrzebowym , powoli go doganiając. Wreszcie Antośka
odsapnęła , przyłączyły się do śpiewów .
-Zarzekałaś się ciociu , że na pogrzeb nie pójdziesz -zagadnęła Wanda.
-Oj , widzisz dziecko , nie trza urazy poza grób przenosić ...on już tera dobry...
			
									
						(ojca Władka) następne trzy morgi i z nadziałem Władka mieli już pięć .Umówili rejenta
w Kozienicach .Oznaczonego dnia Antonina szykowała odświętne stroje a Władysław
końmi zajechał nad brzeg Wisły i dalej łodzią przeprawił się na Kępę Gruszczyńską
po Marcina .W polu przed domem spotkał macochę , pozdrowił Boga a w odpowiedzi usłyszał
tylko odburknięcie . Marcin siedział przed domem na ławce i gładził wąsy .
Nim Władek zdążył się odezwać , usłyszał:
-Takiem se umyślał , że do rejenta nie pojade .To co daliśta , mało jest .Pojade jak dopłacita .
Jakże to ociec , przecie zgoda była .
Być była ale nie zaklepana . Rozmówiłem się z matką...
Nie matką mi ona a macochą -odrzekł Włodek i ze łzami w oczach z żalu i bezsilności
odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę Wisły .
Nie wiedział jak przepłynął rzekę , nie pamiętał jak końmi dotarł do wsi ,
z letargu wyrwał go dopiero głos Antośki
Władek , Władek jest ci co?
Ociec nie jadą ...Dokładki chcą .
Choć do chałupy , polewkę nastawiłam , pewnie już gotowa . Posilisz się a potem
uradzimy co dalej .
Władek wyprzągł konie , do stajni wprowadził i zaobroczył . Ociężałym krokiem powlókł się do domu . Na stole dymiła polewka i grzane ziemniaki .Jadł powoli. Antośka siedziała w kąciku
i czekała , pomna nauk matki coby gadaniem mężowego posiłku nie przerywać .
-A wiela chcą -spytała gdy Władek miski odsuwał .
O to żem nie pytał , pilno było mi ujść z stamtąd . Nerwy miałem .
-Nie dziwota żeś złości złapał . Tera trza pomyślić co robić dalej.
Cały tydzień robota im nie szła . Po wielu rozmowach , uradzili , że porozmawiać z Marcinem trzeba i to najlepiej w niedzielę przed kościołem po sumie .
Antośka całą mszę wyglądała teścia .W kolejce do komunii nie było go , dojrzała Marcina
dopiero przy końcu nabożeństwa . Stał pod chórem .
-Ociec , jak bedzie ?-spytała Antośka Marcina .
-Dodata , to ziemia bedzie wasza.
-A wiela chceta ?
Marcin wymienił sumę taką samą jaką już wziął . Dubeltowało to cenę ziemi.
-Z Władkiem rozmówię się i znać dam. A tera z Bogiem zostańta .
Władek na początku słyszeć nie chciał o takim zdzierstwie ale już po tygodniu Antośka
urobiła go i do ojca na zgodę posłała.
Piniędze na stół i jade do rejenta -zapowiedział Marcin.
Jeszcze raz umówili rejenta ale tym razem oboje popłynęli łodzią po Marcina.
Dali pieniądze , przeliczyła Marcinowa .Później pojechali do Kozienic.
Rejent akt spisał a przy podpisie Marcin zażądał jeszcze pół dawki .Rozgorzała awantura.
Władek i Antośka zarzekali się że na pogrzeb do Marcina nie pójdą . Marcin zapowiadał ,
że ich wyklnie . Rejent wezwał posterunkowego. Antośka zza pazuchy wyciągnęła zawiniątko
i pokazując wszystkim , krzyczała:
Mój ociec mi dali trocha grosiwa , znają was z takiej roboty,że za wszystko dopłat chceta.
Marcin , jak mu synowa przed rejentem pieniędzy dodała wycofać się nie mógł i podpisał.
Zła na Marcina lecz jednocześnie szczęśliwa wracała Antośka z Władkiem do domu, Marcin
znalazł sobie podwodę
.Przez prawie trzydzieści lat , do końca życia Marcina noga Antośki na Kępie nie postała.
W dzień pogrzebu Marcina, czterokrotnego wdowca , mającego blisko sto lat , ludzie czekali
na lądzie a synowie przewozili promem trumnę z ciałem z Kępy. Nie cichły komentarze czy Antośka przyjdzie na pogrzeb. Trumnę włożono na konny wóz i z maryjnym śpiewem
kondukt ruszył do Mniszewa , Antośki nie było.
Po latach , przebieg tej ceremonii relacjonowała mi moja mama .
Droga wiodła przez zielone , ledwo wykłoszone zboża . Na sztycha , poprzez pszeniczny łan
biegła Antośka . Kondukt mimo , że poruszał się wolno wyprzedzał Antośkę . Zorientowała się
że nie dobiegnie do drogi , przyklękła przed przechodzącym krzyżem w zbożu i tylko widać jej było czubek głowy. Pochyliła się i widać było , że się modli .Trumna pojechała dalej a moja mama
poczekała na Antośkę .
-Oprzyj się ciociu o mnie -powiedziała Wanda biorąc Antośkę pod rękę.
Szły dalej we dwie ,daleko za wozem pogrzebowym , powoli go doganiając. Wreszcie Antośka
odsapnęła , przyłączyły się do śpiewów .
-Zarzekałaś się ciociu , że na pogrzeb nie pójdziesz -zagadnęła Wanda.
-Oj , widzisz dziecko , nie trza urazy poza grób przenosić ...on już tera dobry...
Bernard Wdowiak
Bawolec,Wdowiak,Grądziel,Woźniak,Trociński,
Narojczyk ,Miśkiewicz .
						Bawolec,Wdowiak,Grądziel,Woźniak,Trociński,
Narojczyk ,Miśkiewicz .
- 
				
Donata Pająk
 - Posty: 391
 - Rejestracja: pt kwie 11, 2008 10:46 pm
 - Lokalizacja: Radlin /k. Wodzisławia Śląskiego
 - Podziękował/a: 144 razy
 - Podziękowano: 55 razy
 
Re: Opowieści i wspomnienia
Bernardzie, kolejna Twoja  opowieść mnie niezmiernie zaciekawiła i zachwyciła. 
 
Będę czekała niecierpliwie na następną część.
			
									
						Będę czekała niecierpliwie na następną część.
Pozdrawiam serdecznie
Donata Pająk
						Donata Pająk
- 
				bernard123
AUTOR TEMATU - Posty: 201
 - Rejestracja: pt kwie 11, 2008 12:14 am
 - Lokalizacja: Magnuszew,Mniszew
 - Podziękował/a: 4 razy
 - Podziękowano: 8 razy
 
Re: Opowieści i wspomnienia
Antośce  i Władkowi wiodło się w polu i w oborze a i w domu też . Najpierw na świat 
przyszły Marta i Marysia (ich historię przybliżałem w opowiadaniu „...nikt nie wierzył że przeżyje”-zginęły od niemieckich pocisków w 1944r.).Po paru latach pojawił się Wacek i rok później Jula . W pole wychodzili o świcie a dzieci zostawały same w domu .A któż by miał dzieci
pilnować , rodzice Antośki już nie żyli a na Marcina i jego kolejne żony liczyć nie mogli.
Starsze dziewczęta jak się odchowały w pole brali dla pomocy .
Pewnego razu w domu został i sześcioletni Wacuś i o rok młodsza Julka . Rodzice nie budzili ich
wychodząc .Dzieci przyzwyczajone do powrotu matki w południe , bawiły się wiedząc , że na kominie przygotowane są dla nich zacierki na mleku i kartofle .Tego dnia Antośka roztargniona
wysoką ciążą i wielkim nawałem roboty nie zostawiła jedzenia . Na domiar złego praca w polu
przeciągnęła się do popołudnia .Dzieci zgłodniały i zaczęły płakać . Im bliżej południa,
tym szloch z chałupy dobiegał głośniejszy .Wreszcie Wacuś wziął Julę na kolana i przytulił.
-Cichoj Jula ,nie płacz . Mama pomrą , tata będzie się żenił i bedzie kiełbasa na stole
to pojemy .
-I prawda to Wacuś ?
-Prawda .Tak bedzie .
Dzieci uspokoiły się i usnęły przytulone do siebie . Tak ich zastała Antośka .
Ps.Antośka przeżyła Władka o dwadzieścia lat i zmarła w późnej starości .
			
									
						przyszły Marta i Marysia (ich historię przybliżałem w opowiadaniu „...nikt nie wierzył że przeżyje”-zginęły od niemieckich pocisków w 1944r.).Po paru latach pojawił się Wacek i rok później Jula . W pole wychodzili o świcie a dzieci zostawały same w domu .A któż by miał dzieci
pilnować , rodzice Antośki już nie żyli a na Marcina i jego kolejne żony liczyć nie mogli.
Starsze dziewczęta jak się odchowały w pole brali dla pomocy .
Pewnego razu w domu został i sześcioletni Wacuś i o rok młodsza Julka . Rodzice nie budzili ich
wychodząc .Dzieci przyzwyczajone do powrotu matki w południe , bawiły się wiedząc , że na kominie przygotowane są dla nich zacierki na mleku i kartofle .Tego dnia Antośka roztargniona
wysoką ciążą i wielkim nawałem roboty nie zostawiła jedzenia . Na domiar złego praca w polu
przeciągnęła się do popołudnia .Dzieci zgłodniały i zaczęły płakać . Im bliżej południa,
tym szloch z chałupy dobiegał głośniejszy .Wreszcie Wacuś wziął Julę na kolana i przytulił.
-Cichoj Jula ,nie płacz . Mama pomrą , tata będzie się żenił i bedzie kiełbasa na stole
to pojemy .
-I prawda to Wacuś ?
-Prawda .Tak bedzie .
Dzieci uspokoiły się i usnęły przytulone do siebie . Tak ich zastała Antośka .
Ps.Antośka przeżyła Władka o dwadzieścia lat i zmarła w późnej starości .
Bernard Wdowiak
Bawolec,Wdowiak,Grądziel,Woźniak,Trociński,
Narojczyk ,Miśkiewicz .
						Bawolec,Wdowiak,Grądziel,Woźniak,Trociński,
Narojczyk ,Miśkiewicz .