Maszyna do szycia
: pn paź 01, 2012 4:38 pm
Witam serdecznie :)
To mój pierwszy post na tym forum... Swoich przodków poszukuję dopiero od kilku miesięcy, ale już efekty bywają zaskakujące!
Dowiedziałam się na przykład, że moja prababcia, Józia, pracowała jako krawcowa u Hersego w Warszawie. Tam poznała Zosię - swoją najlepszą przyjaciółkę. Ok. 1914 roku, w tajemnicy przed rodziną postanowiły wyjechać razem do Petersburga, gdzie przez kilka lat szyły wspaniałe kreacje, między innymi dla dzieci cara Mikołaja.
Później nadeszły ciężkie czasy i postanowiły wrócić do Polski. Nie było to łatwe - długo nie mogły dostać przepustek i ostatecznie uciekały koleją, schowane w drewnianej skrzyni na wagonie z węglem. Ale udało się, dojechały do celu. Mało tego, kilka miesięcy później zostały szwagierkami!
Podobno w tamtych czasach każda szanująca się krawcowa musiała mieć własną maszynę do szycia i wygląda na to, że bardzo o nie dbały... Jedna maszyna, ta na której szyła Józia, stoi teraz u mojej cioci, a druga, w pełni sprawna, pracuje u mojego wuja - syna Zosi.
Żeby dodać całej historii odrobiny pikanterii - wuj przez całe życie był przekonany, że ma u siebie maszynę Józi i, że będę chciała mu ją zabrać. Nawet nie wiecie jaką radość sprawiłam mu informacją, że to maszyna Zosi i nikt nie będzie mu jej zabierał, bo "naszą" mamy u siebie :)
Maszyna Zosi:
Obie maszyny będą lada moment obchodziły swoje 100 urodziny :)
To mój pierwszy post na tym forum... Swoich przodków poszukuję dopiero od kilku miesięcy, ale już efekty bywają zaskakujące!
Dowiedziałam się na przykład, że moja prababcia, Józia, pracowała jako krawcowa u Hersego w Warszawie. Tam poznała Zosię - swoją najlepszą przyjaciółkę. Ok. 1914 roku, w tajemnicy przed rodziną postanowiły wyjechać razem do Petersburga, gdzie przez kilka lat szyły wspaniałe kreacje, między innymi dla dzieci cara Mikołaja.
Później nadeszły ciężkie czasy i postanowiły wrócić do Polski. Nie było to łatwe - długo nie mogły dostać przepustek i ostatecznie uciekały koleją, schowane w drewnianej skrzyni na wagonie z węglem. Ale udało się, dojechały do celu. Mało tego, kilka miesięcy później zostały szwagierkami!
Podobno w tamtych czasach każda szanująca się krawcowa musiała mieć własną maszynę do szycia i wygląda na to, że bardzo o nie dbały... Jedna maszyna, ta na której szyła Józia, stoi teraz u mojej cioci, a druga, w pełni sprawna, pracuje u mojego wuja - syna Zosi.
Żeby dodać całej historii odrobiny pikanterii - wuj przez całe życie był przekonany, że ma u siebie maszynę Józi i, że będę chciała mu ją zabrać. Nawet nie wiecie jaką radość sprawiłam mu informacją, że to maszyna Zosi i nikt nie będzie mu jej zabierał, bo "naszą" mamy u siebie :)
Maszyna Zosi:
Obie maszyny będą lada moment obchodziły swoje 100 urodziny :)