Ten dział nosi tytuł "Anegdoty" a w podtytule "historie i opowieści rodzinne" .Z tegoż też powodu tu zamieszczam swój post ,
tym bardziej , że osobowo łączy się on z poprzednimi.
W czerwcu 1939r. zmarł mój mateczny dziadek. Babcia zostawszy z trojgiem dzieci , specjalną uwagę zwracała na ich
wykształcenie . Brat i siostra mojej mamy skończyli szkołę rolniczą , mama rozpoczęła edukację w liceum w pobliskim
miasteczku .Jest rok 1941 lub 1942. Wujek został złapany celem wywózki do Niemiec na roboty.Babcia próbując go
bronić pobiegła do kolonistów niemieckich , byli to biedni ludzie .Jednemu obiecała dwa bochenki chleba , drugiemu
ćwiartkę pszenicy .-"Przylecieli , śwargotali po swojemu, tyle tylko zrozumiałam , że co któraś słowo powtarzali
Sigmunt (imię wujka). Dowodzący kazał Zygmuntowi wystąpić ,uderzył go kolbą nagana i łamaną polszczyzną
powiedział - Do matki kartofle skrobać-"Wuj ocalał.
Niedługo jednak babcia spokojem się cieszyła.Parę tygodni później sołtys przynosi kartę wywózkową dla mojej mamy.
-"Dwoje Janowo masz dzieci w domu (ciocia , mężatka prowadziła osobne gospodarstwo),jedno do Niemiec pojedzie"-
Babcia zwołuje naradę rodzinną i podjęto decyzję przeniesienia mojej mamy do szkoły rolniczej bo z tamtąd do Niemiec
nie brali . Mama rozpoczęła naukę w grudniu .
Czas wojny , szkoła niegdyś dobrze sobie radząca , teraz utrzymuje się tylko z własnych pól i czesnego.
-"Bardzo dbano o naszą linię , cały czas chodziłyśmy głodne"- opowiadała mama.
Babcia dowoziła wałówki ale odległość spora to i zaopatrzenie nieregularne.W sąsiedniej wsi mieszkała Marysia
z Władysławem .Co drugi dzień przysyłała dziećmi bochenek chleba , dwa litry mleka ,czasem coś więcej.
Dzięki temu mama w tej szkole "utrzymała się"
Od tamtej pory powstała ogromna zażyłość między Marysią a moją mamą trwającą do śmierci Marysi.
Mniej więcej co dwa miesiące słyszałem w domu -"Józiek , dawno nie byliśmy za Wisłą , jedziemy do Marysi"-
I jechaliśmy. Mama mino, że Marysia była jej siostrą cioteczną , po przyrodnim rodzeństwie, ze względu na
różnicę wieku ,przeszło dwadzieścia lat ,zwracała się do Marysi -ciociu .Zawsze też przy powitaniu całowała
Marysię w rękę . Broniła się Marysia przed tym całowaniem ale widać było , że sprawia jej to przyjemność.
Po wojnie renta Władysława zmalała , później całkowicie mu ją zabrali . Popadli w niedostatek.
Za każdą wizytą mama w "sekretnej rozmowie " z Marysią, wkładała jej w dłoń zwitek banknotów.
Marysia niby broniła się ,że nie potrzebuje . Mama ,perswadowała jej i w końcu stawał temat aprowizacji wojennej.
Ja miałem za zadanie naczerpać wody do wszelkich pojemników , było to robota o tyle ważna bo studnie
mieli bardzo głęboką , na 28 kręgów .
Tak byłem uczony miłości rodzinnej.
Bernard
[Kto kreskuje uje ten dostaje dwóje]
Moderowane 03.06 - Wojtek
[Przypominam o pkt IV.4.k regulaminu - ostrzeżenie]